Podłączam się do tematu, a konkretnie do kwestii wymiany dysz.
Otóż w moim Golfie, który w dowodzie ma NZ-kę, pracuje gaźnik. Poprzedniemu właścicielowi widocznie padł wtrysk i zrobił przekładkę. Stąd mam trochę kabli pod machą
Nie robiło mi to problemów, dopóki Golf nie zaczął mi palić 12,5 zimą i 11,3 wiosną/latem (ten wynik mi się czwarty raz powtarza od kwietnia)
Niestety wsadzony gaźnik wg mojego gaźnikowca z Pruszkowa pochodzi z 1,6, co może być źródłem problemów. No ale ten sam gaźnik rok temu palił ok. 9 litrów, więc coś nie gra.
Byłem u gościa trzy razy, we czwartek jadę na czwartą regenerację i dopiero teraz pada propozycja wymiany dysz na mniejsze. Gość twierdzi, że to jest ostateczność i wiąże się z tym ryzyko, że samochód będzie trochę słabszy.
Moje pytanie do Was: co Waszym zdaniem należałoby przy tak dużym spalaniu brać pod uwagę? Oprócz tego nieszczęsnego pierburga oczywiście. Dodam, że mam wywalonego kata (rurka) no i sprawny układ jezdny (tzn. hamulce, opony, felgi, łożyska są OK).
Drugie pytanie: Czy sądzicie, że wymiana dysz poskutkuje?
Jutro dorzucę numery gaźnika i nr silnika, jeżeli okazałyby się przydatne, bo nawet nie wiem, którego mam pierburga.
Pozdrawiam!