
Wczoraj miałem dziwną akcję z autem (Golf IV 1.6 16v 105KM silnik BCB) - ale od początku:
Wybraliśmy się wczoraj całą rodzinką na miasto, autko zimne odpaliło bez problemu, wszystko było normalnie. Na mieście też zero problemów. Po przyjeździe zaparkowałem pod chałupą.
Za chwilę (2, 3 minuty) wychodzę ponownie żeby śmignąć do pobliskiego sklepu. Wsiadam, kluczyk, kontrolki - wszystko norma. Zaczynam kręcić, a tu kicha.... kręci, kręci, ale jakoś tak niemrawo, słychać że niby ma zamiar zaskoczyć, ale jednak nie chce.... Raz, drugi, trzeci.... doooopa blada...


No nic, ruszyłem, pojechałem do sklepu - w czasie jazdy wszystko normalnie, tylko te wolne obroty utrzymywały się na poziomie 1 tysiąca. Podjechałem pod sklep, wysiadłem, wróciłem i kolejne uruchomienie - znowu ta sama szopka.... kręci, kręci i dooopa....


Przyjechałem pod dom, zaparkowałem na parkingu, myślę sobie - zobaczymy raz jeszcze czy będzie tak samo. Zgasiłem, uruchamiam po raz kolejny.... znowu ta sama szopka... zaskoczył, ale "z gazem" i obroty 1 tysiąc.



Ponownie zgasiłem... ale tym razem przy gaśnięciu silnik jakby wydał inny terkot (nie wiem jak to opisać - po prostu dźwięk silnika przy gaśnięciu był inny niż przy poprzednich próbach). Zaciekawiony podejmuję kolejną próbę odpalenia - i tym razem silnik zagadał od razu, bez problemu, bez dodawania gazu, obroty od razu równiutko wskoczyły na swoją normalną wartość.


Dzisiaj rano idę do auta żeby odwieźć syna do szkoły i z ciekawością wsuwam kluczyk do stacyjki - ciekawe czy znowu takie szopki będą. Ale nie. Zaskoczył normalnie.
Dodam, że przy tych szopkach nic się nie wyświetliło na desce rozdzielczej - ani ten "silniczek", ani kontrolka EPC...
Macie jakoweś pomysły co to za chochlik się odezwał?
Pozdrawiam
